„Kung Fu” około 600 głosów, „Indeks” ponad 300. Całe 12 tematów dyskusyjnych pod tym pierwszym i aż 5 pod drugim. Jeżeli dodać do tego morderczą walkę o, w ogóle zdobycie tych filmów i możliwość zobaczenia, ogarnia człowieka naprawdę nieprzebrany smutek. Te dwa obrazy jako jedyne z tych najgłośniejszych, z tak przeze mnie lubianego nurtu „moralnego niepokoju”, wisiały mi w folderze „brakujące” i po obejrzeniu uderzyły solidnie po głowie. Szczególnie w kontraście do dzisiejszej mizerii rodzimej i światowej kinematografii. Naprawdę smutno się robi gdy człowiek zda sobie sprawę, że takie perły leżą gdzieś zakurzone i być może popadną w zapomnienie. Jeżeli już nie popadły. Momentami kiepsko zmontowane, z koszmarnym nagłośnieniem (szczególnie „Indeks”) ale za to z naprawdę świetnymi, bijącymi realizmem i świetnymi tekstami, scenariuszami i plejadą mistrzów w obsadzie, w czasach w których zasłużenie zapracowali sobie na swą wieczną sławę. Zapasiewicz, Fronczewski, Gajos, Olbrychski, Seweryn, Zaleski. Choćby dla ich kreacji warto aby te obrazy przetrwały. Tyle co mogę zrobić ze swojej strony to polecić oba filmy wszystkim miłośnikom dramatów psychologicznych. Dla mnie dwie zasłużone dziewiątki. Polecam!
Indeks to film, który uderza. ma w sobie nerw, desperację, autentyzm- własnie niepokój, czasem niemoralny. Wciąż do tego filmu wracam, mistrzostwo mimo pewnych dłużyzn. Wesele Józka, końcówka filmu...Zaleski chyba niedoceniony a tak świetny aktor