(umownie nazwijmy go sensacyjnym) jest gruba, smakowita warstwa komiczności uzyskanej wybitną grą aktorów, wskazówkami reżyserskimi, pracą kamery, smaczkami dialogowymi. Tym co widzimy na ekranie wręcz można się delektować: ekran, kadr jest niczym scena na której rozgrywa się setki razy ćwiczona sztuka - i widzimy efekt misternie ułożonych, wymierzonych jak partyturą ruchów aktorów, ich słów, gestów - ich znikanie, pojawianie się, padanie, drżenie, ich monologi - wszystko to jak owoce na torcie wzbogacają i nadają smak filmowi, bo sam scenariusz by nie wystarczył, co najwyżej uczyniłby film średnim.
A Stuhr? Myślałem, że on osiągnął szczyt możliwości komediowych w "Seksmisji" - ale nie - tu widzimy coś nowego, a scena aresztowania prawdziwego Kilera to chyba coś wypracowanego przez ekipę w jakimś pędzie i natchnieniu artystycznym - ten drobiazg niby - pogłaskanie lufą ucha Kilera... jest jak genialna coda znakomitego utworu. Pazura zadziwia - tak wyciszony aktorsko, a znakomity (wiemy, co w stylu Carreya potrafi,ale nie poszedł w stronę "13 Posterunku"). Świetna Figura, gra perfekcyjna, znakomicie ukazany płaski świat flądry z piersiami. Nawet drugoplanowi aktorzy tam błyszczą. I wrócę do wspomnianego Stuhra - dla mnie to coś wybitnego, związał w swojej roli mnóstwo kontrastów, ale nade wszystko był przezabawny. A Englert? Staje się okazją do jeszcze jednego dowodu na to, że gdy pojawi się wybitny reżyser, potrafi swą genialnością ukryć profesorską, nie na miejscu tu dykcję wielkiego aktora i ów Englert mocno zapada w pamięć, i śmieszy, tumani, przestrasza, i bawi.
Już teraz nie pamiętam dobrze całości filmu i momentu oceny, ale z reguły musi być na "10" coś całkiem uniwersalnego i odkrywczego, jak np.w "Samych swoich" dreptanie, cały ruch i styl mówienia Kowalskiego, jakby udoskonalonego Chaplina; albo musi ktoś być jakimś Kobielą, który mniej dialogami i techniką aktorską jest komiczny, ale dziwną wieloznacznością postaci (Kobiela był podobny do Sellersa z dawnej "Różowej Pantery", nieudanie zastąpionym przez Martina w nowej wersji). Musiałbym jeszcze raz obejrzeć "Kilera", by już chłodniej na to spojrzeć, bywa, że podwyższam ocenę. Płytę z muzyką np.rockową oceniam po wielokrotnym wysłuchaniu. W przypadku filmu potrzeba nie tak wiele razy. Na pewno "Kilerowi" nie zmniejszę ilości gwiazdek.
Kamera jest ustawiona tam, gdzie być powinna i idealnie przypasowana jest do celów reżysera. W sobotę obejrzałem jeszcze raz ten film i po ponad 7 miesiącach potwierdzam moc obecną w grze aktorów, w reżyserii, lecz uderzył mnie in minus scenariusz, pewna jego wtórność (np.trzymanie głowy mafiosa między "w szybie" już widziano wiele razy. Uważam, że nie dopracowano roli Pazury, nie pokazano jego przemiany w cwaniaka (nawet w komedii jest to sensowne).
Jak mogłeś nie wymienić Rewińskiego? No i oczywiście Lubaszenki - najjaśniejsza gwiazda filmu.
Rewiński w "Kilerach" 1 i 2 ma już status równy taśmie filmowej, na której oba filmy nakręcono, bez niego chyba nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić sobie tego świata. Rewiński jest jak szkło obiektywu tamtego filmu, jego się już nawet zapomina, tak jest niezbędny. Obawiam się, że rozbawiając miliony Polaków przyspieszył wielu puls i ich ataki serca, powinno być ostrzeżenie przy tym filmie nie tylko że "OD 12 lat", ale też "DO wieku zawałowego".