Marlon Brando to niewątpliwie największa ikona kina amerykańskiego. Przystojny, wysoki. Z miłą barwą głosu. Bardzo naturalny i pełen ekspresji. Nazywany nie bez powodu najlepszym aktorem wszechczasów. Zastanawialiście się kiedyś, jakim człowiekiem był naprawdę?
Myślę, że wiele spośród prawdy odnaleźć można w jego filozoficznych rozważaniach i zwierzeniach. Brando nagrywał i gromadził prywatne taśmy przez całe życie. Być może były dla niego pewną formą autoterapii lub ostateczną próbą rozliczenia się, z trudną przeszłością. Brando opowiadający o samym sobie to charakterystyka aktora, jakiego nie znam. Niesamowicie wrażliwy, inteligentny, świadomy swoich własnych ludzkich ułomności oraz ciekawy ludzi i świata. Nie koloryzujący, niewybielający swojej osoby. Snujący opowieść, o życiu nieszczęśliwym, zranionym. O człowieku, dla którego aktorstwo i poczucie absurdu odziedziczone po matce stało się sposobem na przetrwanie. Sposób bezpośredniej narracji powoduje odczucie jak gdyby intymnej rozmowy z aktorem. Dzięki temu można odnieść wrażenie bliskości i rozmowy z kultową ikoną kina. Przepiękny film.